poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 5|V


Barcelona…

Od czasu wczorajszego wieczora i tej sytuacji z Sarą nie mogłem pozbierać myśli. Ciągle myślałem o tym pocałunku, i jak Sara zareagowała na niego. Byłem pewien, że mnie nie kocha, że nic do mnie nie czuje. Nie potrzebnie pojechałem do Londynu. Nie potrzebnie rozdrapywałem stare rany. Teraz boli jeszcze bardziej. Wróciłem do Barcelony zrezygnowany, zrezygnowany tym, że już jej nie spotkam, nie dotknę nie uścisnę. Dokładnie to samo działo się ze mną 2 lata wcześniej. Bezradny, zraniony, zrozpaczony…

Wróciłem do domu i usiadłem w fotelu. Włączyłem telewizor w nadziei na to, że może jakiś program rozrywkowy odciągnie moje myśli od wczorajszego popołudnia. Niestety nie udało mu się to. Moją głowę ciągle zaprzątały te same myśli

Pod wieczór wpadł do mnie Pique z wizytą.

- I jak, nadrobiłeś stare znajomości? – spytał mój przyjaciel
- Można tak powiedzieć…. – upiłem łyk piwa – Ale…
- Co ale? – spytał Pique upijając łyk piwa – Było aż tak źle?
- Było tragicznie… - westchnąłem i złapałem się za głowę – Obawiam się jestem skończonym kretynem…
- Tak, to prawda. Jesteś - zaśmiała się - Co się stało? – spytał
- Spotkałem się z nią… -uśmiechnąłem się na myśl o Sarze – Spotkałem Sarę…
- To chyba dobrze – powiedział ucieszony – W końcu może przestaniesz o niej nawijać – zaśmiał się
- No nie wiem czy dobrze… Chyba zrujnowałem resztki naszej przyjaźni… - ponownie
- Przestań! Przecież nie mogło być tak źle… Chyba nie zrobiłeś czegoś głupiego, co? – spojrzał na mnie oskarżycielsko – Prawda?
- Yyy… - nie wiedziałem co powiedzieć
- Błagam cie Cesc! Co zrobiłeś?! – podniósł ton głosu
- Pocałowałem ją… - wyszeptałem
- Co zrobiłeś? – spytała
- No pocałowałem Sarę - powiedziałem już trochę głośniej
- Ty to czasami debil jesteś! – skarcił mnie – Masz racje, że zaprzepaściłeś wszystko…
- Dzięki Pique! Ty to umiesz pocieszyć człowieka… - spuściłem głowę w dół
- Nie łam się, będzie dobrze. – klepnął mnie po plecach – Dlaczego w ogóle ją pocałowałeś? Chyba nie chciałeś rozwalić jej związku z Fabiańskim, co?
- Nie, nie chciałem. Po prostu zrobiło się nastrojowo i ‘bam’ pocałowałem ją… Tak samo jakoś wyszło…
- Samo wyszło? Jakoś ci nie wierzę… - uśmiechnął się podejrzliwe
- Przestań! Nie jestem taki! – spojrzałem wymownie na przyjaciela – Sara jest z Łukaszem i mają razem dziecko. Nie chcę rozwalić ich związku, tym bardziej nie chcę pozbawić Lenę ojca.
- Więc spotkałeś Lenę? – spytał zdziwiony
- Tak i muszę powiedzieć, że to śliczna dziewczyna. – uśmiechnął się – Tylko szkoda, że jest nie podobna do ojca, ale za to do matki jest strasznie nie podobna.
- A może Łukasz nie jest jej ojcem, co? – zaczął się nad tym zastanawiać
- Co sugerujesz? – spytałem zaciekawiony
- No bo skoro mówisz, że nie jest podobna do ojca a każde dziecko trochę jest, to może Łukasz nie jest jej biologicznym ojcem…. – podrapał się za podbródek
- Sugerujesz, że Sara mnie okłamała? – byłem trochę zdezorientowany
- Brawo Sherlocku! – zaczął bić mi brawo – Ty! A może to ty jesteś ojcem… - powiedział z entuzjazmem śmiejąc się
- Geri… - zacząłem się zastanawiać
- Przecież tylko żartowałem… - jego mina wydawała się jakby nie żartował – Sara na pewno by ci o tym powiedziała…
- Nie jestem o tym przekonany…

Pique posiedział u mnie jeszcze kilka minut i musiał wracać do domu. To co mi powiedział bardzo mocno mnie poruszyło. Zacząłem się nad tym zastanawiać. Nagle mnie olśniło! Lena ma 1 rok i 3 miesiące, do tego dodać 9 miesięcy i wychodzą 2 lata. BOŻE! Jak ja mogłem być tak głupi! Chwyciłem za telefon i wykręciłem numer Sary. Nie odebrała. Nie odebrała również kolejnych 10 telefonów. W końcu zadzwoniłem do Łukasza, który odebrał za pierwszym razem.

- Cześć, mógłbym rozmawiać z Sarą? – spytałem od razu by nie przeciągać
- Hej. Nie wiem czy Sara chcę z tobą rozmawiać – odpowiedział spokojnie
- Ale to ważne. Proszę daj jej telefon… - powiedziałem wręcz błagalnie
- Cesc, skoro Sara nie odebrała telefonu to znaczy, że nie chcę z tobą rozmawiać…
- To naprawdę jest ważne. Daj jej słuchawkę… - podniosłem nieco głos
- Ok, ale pewnie i tak nie zechcę z tobą rozmawiać – powiedziała i podał Sarze słuchawkę
- Czego chcesz Cesc? – spytała oschle, kiedy przejęła słuchawkę
- Sara, powiedz mi prawdę…. – zacząłem
- Cesc, skoro nie odebrałam od ciebie telefonu to znaczy, że nie chcę z tobą gadać. Czy to tak trudno zrozumieć?
- Ale muszę wiedzieć jedno, bardzo mi na tym zależy… - ponownie zacząłem
- No dobra, słucham cie… - westchnęła ciężko
- Czy Lena to moja córka? – spytałam bez ogródek
- Co?! – jej ton głosu wyraźnie się zmienił – Kto ci takich głupot nagadał?! – zaczęła się śmiać
- Pique zaczął sugerować…
- Jak będziesz słuchać Pique to źle na tym wyjdziesz… - powiedziała dalej się śmiejąc
- Ale Lena nie jest podobna do Łukasza a powinna być…
- Przestań! Dziecko nie zawsze musisz być podobne do ojca – ponownie się zaśmiała – Proszę Cesc... Przestań sobie wmawiać rzeczy, które nie są prawdą. I błagam cię… Daj mi święty spokój! – rozłączyła się

Rozłączyła się! Tak po prostu się rozłączyła. Ta kobieta mnie kiedyś wykończy. Słowo daje, ona mnie kiedyś wykończy. Jednak to, co powiedziała mi Sara dalej nie dawało mi spokoju. Musiałem się dowiedzieć prawdy. Jeśli się tego nie dowiem, to nigdy mnie da mi to spokoju. Jeśli zajdzie taka potrzeba to nawet zażądam testów DNA od Sary. Pojechałem do Pique. Musiałam mu powiedzieć, że wracam do Londynu, by dowiedzieć się całej prawdy.

- Ger, jadę do Londynu… - wparowałem do jego mieszkania
- Po co? – powiedział zdziwiony
- Muszę się dowiedzieć prawdy. Nie mogę tego tak zostawić. Sara ciągle mnie zbywa a ja jej nie wierzę. – powiedziałem jednym tchem
- Yyy – nie wiedział, co powiedzieć – Wiesz… Jeśli Sara…
- Ger? Czy ty coś wiesz i o czymś mi nie mówisz? – spojrzałem groźnie na przyjaciela
- Wiesz co? Ja się w to nie wtrącam to wasze sprawy… - powiedział, po czym narzucił na siebie kurtkę
- A ty gdzie? – spytałem
- Jadę z tobą… - uśmiechnął się – Przebrniemy przez to razem…
- Zachowujesz się jak moja dziewczyna – skrzywiłem się
- Oh zamknij się kretynie! – krzyknął Pique i zaśmiał się

Razem z Gerim pojechaliśmy na lotnisko. Udało nam się załapać na lot do Londynu i nie musieliśmy czekać długo. W czasie oczekiwania na lot udało mi się jeszcze zadzwonić do Libby.

- Cześć Libby… - powiedziałem
- No Hej… Co tam? Już się za mną stęskniłeś, że do mnie dzwonisz? – spytała śmiejąc się
- A wiesz, że tak – również się zaśmiałem
- No dobra, więc o co chodzi? – spytała już poważnie
- Spotkamy się? – spytałem
- Bardzo śmieszne. Przecież jesteś w Barcelonie, więc niby jak?
- Za chwilę mam lot do Londynu. Spotkamy się? – ponowiłem pytanie
- Jasne. A coś się stało? – spytała wyraźnie zdziwiona
- Tak, musimy poważnie porozmawiać, bo wiem, że tylko ty teraz możesz mi pomóc…
- Oho, brzmi poważnie. 18.00 u mnie w mieszkaniu, pasuje ci? – spytała
- Będę. – uśmiechnąłem się – Nie przeszkadza ci to, że przyjadę z Pique?
- Nie no coś ty. Zawsze ten wariat jest mile widziany w moim domu. – zaśmiała się – Do zobaczenia o 18.00 – powiedziała i rozłączyła się

Londyn…

Boże! Znów ktoś do mnie dzwoni, czy oni dadzą mi w końcu spokój. Spojrzałam na telefon i odetchnęłam z ulgą.

- Kto drzwi? – spytał Łukasz, który głaskał mnie delikatnie po ramieniu
- Theo… - byłam lekko zdziwiona – Ciekawe co chce?
- Odbierz to się dowiesz – uśmiechnął się i dał mi całusa w głowę

- No co tam dusza potrzebuje? – spytałam, kiedy odebrałam
- Dusza potrzebuje spotkania – zaśmiał się Theo
- Spotkania? – spytałam zdziwiona – Po co?
- A ja i Libby mamy do ciebie bardzo ważną sprawę…
- Koniecznie dziś? – spytałam – Nie najlepiej się czuję… - nabrałam do płuc powietrza
- A co się dzieję? – spytała lekko zmartwiony
- Źle się czuję i głowa mnie boli – powiedziałam
- To jak przyjedziesz, do Libby? – spytał jakby nigdy nic
- Boże Theo! Ty to jesteś… - westchnęłam
- Wiem – zaśmiała się – Więc jak?
- Dobra. Niech cie będzie. Jak się ogarnę to będę – westchnęłam ponownie i rozłączyłam się

- I co tam chciał nasz „speed demom”? – spytał Łukasz
- A nic. On i Libby chcą się ze mną spotkać. Pewnie chcą mnie podręczyć… - westchnęłam
- Dasz radę jechać? – spytał troskliwie – Przecież czujesz się nie najlepiej…
- Tak. Jakoś dam radę… - uśmiechnęłam się
- Może ci zawieźć, co? – spytał i dotknął dłoń mojego czoła – Sara masz gorączkę nie powinnaś jechać.
- Etam… Już czuję się lepiej… - uśmiechnęłam się i dałam Łukaszowi całusa w policzek
- Na pewno? – spytał troskliwie – Jak chcesz to cie zawiozę…
- Nie odpuścisz prawda? – spytałam patrząc się ukochanemu w oczy
- Nie… - powiedział
- Dobra… - powiedziałam wstając i lekko zachwiałam się
- Widzisz! I ty chciałaś prowadzić… - pokręcił głową – Jutro pojedziemy do lekarza.
- Łukasz… To pewnie zwykłe przeziębienie i rozkłada mnie już. Nie pojedziemy do lekarza…- powiedziałam groźnie
- Sara, ty mnie lepiej nie denerwuj! – teraz to on powiedział groźnie
- No dobra, już dobra… Jak sobie życzysz… - pocałowałam go i poszłam zobaczyć czy Lena śpi
- I co? – spytał Łukasz
- Śpi, możemy jechać. Tylko jak będziesz wracać, to jedź prosto do domu. Wiesz, że nie chcę…
- Tak wiem, skarbie…. – nie martw się

Łukasz uśmiechnął się do mnie i wyszliśmy z mieszkania. Do domu Libby nie było aż tak daleko i mogłam się przejść, ale jak Łukasz się uprze to nie ma zmiłuj.  Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Dałam całusa Łukaszowi i wysiadałam. Ciekawi mnie, o czym Libby i Theo chcą ze mną rozmawiać, ale jak znam życie, to pewnie chcą mnie podręczyć.

- Więc co tam chcecie? – spytałam – Ale jeśli chcecie gadać o Cześku to zapomnijcie, bo ja nie mam zamiaru o nim gadać… - zachwiało mną i usiadłam na kanapie
- Sara, co ci? – spytała zatroskana Libby
- Mówiłam Theo, że nie najlepiej się czuję, ale nalegał i mam nadzieję, że to, o czym chcecie ze mną gadać jest warte tego, że przyjechałam…
- Zrobię ci herbatę… - powiedziała Libby i udała się do kuchni
- Theo? Oświecisz mnie?  - powiedziałam
- Ja i Libby jesteśmy zdania, że Cesc ma prawo wiedzieć, że jest ojcem Leny. I nie obchodzi nas to, co sobie teraz myślisz.
- Theo ma racje… - do pokoju ponownie weszła Libby
- Oho! Dwóch na jednego… Chyba nie przeżyje tego starcia… - zaśmiałam się
- Sara to nie jest śmieszne… - powiedział Theo
- Wiem, że to nie jest śmieszne. I po raz kolejny powiem wam, że Cesc nie dowie się, że Lena to jego córka. Nie zasługuje na to by się dowiedzieć.
- Dlaczego nie zasługuje, co? – spytał wkurzony Theo – To jej ojciec. Lena robi się coraz bardziej podobna do niego. Ma te same oczy, te same kości policzkowe. Myślisz, że się sam nie domyśli. Pewnie już po tej wizycie zaczyna się domyślać, bo widział ją.
- Theo, Cesc traktował mnie kiedyś jak panienkę do pchania, kiedy mu było źle lub kiedy przegraliście jakiś mecz. Traktował mnie jak kogoś na pocieszenie, nigdy nie wyznając mi swoich uczuć.
- Sama się na to zgadzałaś Sara – powiedział w dalszym ciągu wkurzony Theo, a Libby spojrzała na zegarek, była już prawie 18.05 – Byłaś w nim taka zakochana i nie widziałaś tego?
- Co insynuujesz, co? – wkurzyłam się lekko
- Próbuje ci tylko powiedzieć, że to nie fair! Cesc zasługuje na to by wiedzieć. Możesz się nie zgodzić na to by był z tobą lub coś. Ale Cesc na pewno chcę wiedzieć, że ma śliczną córeczkę! – powiedział już spokojnie
- I co mam mu teraz powiedzieć, co? – wybuchłam – Co mam mu powiedzieć po 2 latach? – spytałam a oni milczeli – Cześć Cesc! Lena to twoja córka. Nie powiedziałam Ci o tym bo…
- Słucham?! – jak z pod ziemi wyrósł Cesc Fabregas – Jednak to prawda?! – spytał zszokowany i smutny – Lena to moja córka?!
- Cesc… - podeszłam do niego – To nie jest tak jak myślisz…

____________
Ogłoszenia Parafialne:

Dziękuję za komcie pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy.

Jak wiecie a może i nie wiecie, za 2 miesiące mam obronę, a praca licencjacka jeszcze w rozsypce, więc nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Ale może tak jak LBS, za 2-3 tygodnie.

Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. No i przepraszam, że taki krótki. Ale to był taki wstępniak do tego ci się będzie później działo.

Pozdrawiam N. 

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 4|IV

Kiedy mama dotarła do naszego domu, zdziwiła się bardzo widokiem Łukasza. Powiedziałam jej, że Łukasz odwołał swoje plany i może zająć się małą. Oczywiście powiedziałam jej też, że może, a nawet powinna zostać z Łukaszem i małą. Była trochę zdziwiona moim wyjściem, ale nic nie powiedziała. Po kilku minutach zmyłam się z domu.

W restauracji…

Bardzo stresowałam się tym spotkaniem. Bardzo, ale to bardzo się stresowałam. Kompletnie nie widziałam, co może mu w danym momencie strzelić do głowy. Co może zrobić, jak może postąpić. Chyba też troszkę bałam się tego, jak ja zareaguje na jego gesty, słowa… Kiedyś nas tyle łączyło, i łączy nadal, ale też tyle nas dzieliło. Weszłam do tej restauracji z nadzieją, że może zapomniał, że może jednak się rozmyślił i nie chciał tak naprawdę się ze mną spotkać. Ale bardzo się myliłam. Weszłam do restauracji i zobaczyłam Fabregasa siedzącego w eleganckim ubraniu przy stoliku w rogu sali. Spojrzałam na niego a on spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Serce zaczęło mi walić jak szalone i czułam jak na twarzy pojawia mi się rumieniec. „BOŻE!” – pomyślałam sobie. Co się ze mną dzieję?! Czy to jest możliwe, że coś do niego czuję? Czuję coś do niego po tym wszystkim co się stało? Po tym wszystkim, co mi zrobił? Podeszłam nieśmiało do stolika. Cesc wstał i ucałował moją dłoń. Robi z siebie dżentelmena... Jakie to urocze...

- Witam… - powiedział uśmiechając się do mnie a ja odwzajemniłam uśmiech
- No witaj… - powiedziałam lekko speszona
- Siadaj – odsunął mi krzesło, po czym usiadłam – Jak twój nastrój? Dalej na mnie wściekła, że tak zagrałem?
- Nie, raczej jestem na ciebie wściekła za to, że prawie rozwaliłam przez ciebie mój związek z Łukaszem.
- Słucham?! – powiedział wyraźnie zdziwiony – Nie chciałem… - zamyślił się na chwilę – Powiedziałaś mu, że idziesz ze mną na kolację?
- Tak. Jestem z nim w stu procentach szczera i nie ukrywam niczego przednim. – uśmiechnęłam się – Na tym polega zdrowy i normalny związek Cesc.
- I jak zareagował? – dalej był zdziwiony tym, co powiedziałam
- Wkurzył się, pokłóciliśmy się i wyszedł trzaskając drzwiami z domu… Możemy o tym nie gadać? – spytałam
- Jasne… - ponownie się uśmiechnął – Może zamówimy coś, co?
- No chyba po to tu przyszliśmy… - zaśmiałam się
- Więc co powiesz na… Sam nie wiem… - spojrzał w kartę – Może „Specjalność Szefa Kuchni”?
- Dobry pomysł, a do tego słodkie czerwone wino – uśmiechnęłam się
- Znakomity wybór – uśmiechnął się i złożył zamówienie u kelnerki, która po chwili zabrała od nas menu i odeszła szybkim krokiem
- Więc jak ci jest w Barcelonie? – spytałam – Tylko nie kłam, ok? Ostatnim razem w żywe oczy mi kłamałeś a wiesz, że tego strasznie nie lubię….
- Ale to prawda, co wtedy mówiłem… Na początku było mi ciężko, naprawdę ciężko… - zaczął
- Kłamiesz Cesc! – przerwałam mu – Twoim marzeniem była gra dla Barcelony, więc nie ściemniaj mi, że było Ci ciężko. Gdybyś się przeniósł z Barcelony do Arsenalu, to tak, może bym ci uwierzyła. Ale pamiętaj, że ja wychowałam się na piłce i znam jej realia – zaśmiałam się
- No dobrze… - westchnął – Masz racje, ale strasznie tęskniłem i to chyba mnie powoli zabijało…
- Widzisz, trzeba było tak od razu… - uśmiechnęłam się – Więc powiedz mi mój drogi, masz jakąś nową dziewczynę?
- Nie, wciąż czekam na tą jedyną… - posmutniał na twarzy
- Czekasz na tą jedyną, tak… - w sumie to nie wiedziałam, co mam powiedzieć
- W sumie to już ją spotkałem – spojrzał mi w oczy – Ale wypuściłam ją z rąk…
- Ohhh Cescy – westchnęłam – Jeszcze znajdziesz tą jedyną… - ścisnęłam jego dłoń
- A teraz ty mi powiedz prawdę… - zrobiłam pytającą minę – Jak naprawdę się stało to, że ty i Łukasz się zeszliście, co?
- No tak jak ci wcześniej mówiłam. Chcieliśmy spróbować jeszcze raz. – uśmiechnęłam się – I teraz cieszę się, że tak się stało, bo na początku bardzo sceptycznie do tego podchodziłam. Ale udało się, jestem teraz bardzo szczęśliwa. – ponownie się uśmiechnęłam
- Myślisz, że gdybym wtedy został, to nasz związek by przetrwał? – spytał ni stąd ni zowąd
- Tego nie wiem Cescy – westchnęłam – I już się nigdy nie dowiemy… Za kilkanaście dni wychodzę za człowieka, który dał mi wsparcie po tym jak się rozstaliśmy…

Kilkanaście minut później…

- Może się przejdziemy, co? – spytał nagle – Spalimy kalorie, które pochłonęliśmy…
- Świetny pomysł – powiedziałam – Czuje się przepełniona… - westchnęłam ciężko łapiąc się za brzuch – Gdzie pójdziemy, co?
- Może do parku? Jest nie daleko…
- Okay – powiedziałam

Cesc jak to na dżentelmena przystało zapłacił za rachunek i zaraz po tym wyszliśmy z restauracji. Szliśmy sobie wąską uliczką w całkowitej ciszy. Ta cisza była strasznie irytując i denerwująca zarazem. W końcu tą ciszę przerwał Cesc:

- Ile Lena ma? – spytał, a mnie to strasznie zdziwiło
- Yyy… - zawahałam się na chwilę – 1 rok i 3 miesiące, a po co ci to wiedzieć, co?
- Tak chciałem wiedzieć… - chwilę później – Dlaczego od razu nie wzięliście ślubu? – spytał
- Jak to dlaczego? – spytałam zdziwiona – Nie rozumiem…
- No dowiedziałaś się, że jesteś z nim w ciąży… Dlaczego od razu nie wzięliście ślubu?
- Cesc, w związku nie ważne jest to, kiedy to będzie. Ważne jest to, że się kochaliśmy. – uśmiechnęłam się - Ja na przykład chciałam zaczekać. Chciałam zobaczyć czy nam się uda. Wtedy nie byliśmy pewni niczego, a teraz jesteśmy i chcemy tego. Ale w sumie to, nie jest mi potrzeba obrączka na palcu by wiedzieć, że się kochamy.
- Boże… Jak ty ładnie to ujęłaś… - uśmiechnął się do mnie – Bardzo wydoroślałaś…
- Bycie matką bardzo mnie zmieniło, uważam, że to jest duży plus… - zatrzymaliśmy się – Chcę żebyś wiedział, że nie żałuje niczego co mnie z tobą spotkało. Ale powiedz mi jedno… Dlaczego tak naprawdę wróciłeś?
- Mam być szczery? – spytał
- Tak, tego właśnie od ciebie oczekuje… - posłałam mu delikatny uśmiech
- Wróciłem dla ciebie… - westchnął – Chciałem cie znów zobaczyć. Nie w gazetach czy w TV, tylko na żywo. Bardzo za tobą tęskniłem. Nawet nie wyobrażasz sobie, co to była dla mnie za tortura – powiedziała jednym tchem
- Za późno się obejrzałeś Cesc… - westchnęłam ciężko

Wtedy stało się coś, czego się najbardziej obawiałam. Cesc ujął moją twarz w swoje ręce i pocałował mnie delikatnie, ale namiętnie. Moje serce zabiło mocnej, ale po chwili oderwałam się od niego i wymierzyłam mu mocny policzek. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem odeszłam od niego. Cesc krzyczał coś do mnie, ale zignorowałam go. W tym momencie już dla mnie nie istniał. W tym momencie żałowałam, że zgodziłam się na to spotkanie. Ale w sumie byłam świadoma tego, że to może się stać i nie mogłam siebie za to winić.

W ciągu kilkunastu kolejnych minut doszłam do domu. Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie szłam. O mało włos, a po drodze wpadłabym pod samochód. Ale szczęśliwie udało mi się dotrzeć do domu. Weszłam do mieszkania. Zrzuciłam byle jak buty, torebkę cisnęłam w kąt i usiadłam obok Łukasza w salonie.

- Gdzie mama? – spytałam wyraźnie oziębłym tonem
- Pojechała 15 minut temu – odpowiedział – Co się stało? – spytał dobrze mnie znając
- Cesc się stał… - westchnęłam i oparłam głowę o ramię Łukasza
- Wiedziałem że coś z zrobi! Mam już szykować wiatrówkę? – spytał
- Nie, no coś ty! – powiedziałam lekko przerażona
- Więc co zrobił? – spytał
- Na pewno chcesz wiedzieć – Łukasz pokręcił twierdząco głową – Ale to może cie zranić…
- Tak, chcę wiedzieć… - powiedział patrząc mi w oczy
- Cesc mnie pocałował… - powiedziałam szybko – Ale wymierzyłam mu zaraz po tym mocny policzek i zaraz uciekłam… - powiedziałam jednym tchem a Łukasz wydawał się być zdenerwowany
- Sara… - westchnął ciężko
- Przepraszam cię! – pocałowałam go lekko w usta – Powinnam się była ciebie posłuchać. Obiecuję, że już więcej się z nim nie spotkam – wyszeptałam mu na ucho
- Nie gniewam się na ciebie… - powiedział i pocałował mnie w usta

Czasami się wydaje mi się, że nie zasługuje na Łukasza. On tak bardzo mnie kocha, a przecież wie jaka historia jest za mną. Wie co mu zrobiłam 4 lata temu a dalej jest ze mną. Taki mężczyzna to skarb a ja nie wiem czy na niego zasługuje.

Następnego dnia spotkałam się z Libby. Chciałam jej się ze wszystkiego wygadać. Chciałam jej wszystko opowiedzieć, choć wiem, że może mnie nie zrozumieć. Ale zaryzykowałam…

- Wczoraj stało się coś okropnego… - schowałam swoją twarz w dłoniach
- Co się stało? – spytała zaniepokojona przyjaciółka
- Wczoraj byłam na spotkaniu z Cescem i pocałowała mnie! – powiedziałam prawie z łzami w oczach
- Co takiego? – powiedziała z szokowana – Pocałował cię?!
- Tak, bezczelnie mnie pocałował a nie ma do tego prawa! Jak on mógł!?
- Sara nie dramatyzuj… - poklepała mnie po ramieniu przyjaciółka
- Jak mam nie dramatyzować?! – prawie krzyknęłam – On to zrobił specjalnie! Przecież wie, że jestem z Łukaszem i że za kilkanaście dni bierzemy ślub… Nie chcę go już więcej widzieć!
- I nie zobaczysz… - powiedziała spokojnie
- Co? Nie rozumiem… - powiedziałam lekko zdziwiona
- Cesc już poleciał do Barcelony. Dziś rano Jack odwiózł go na lotnisko.
- Całe szczęście! – odetchnęłam z ulgą – Już myślałam, że będzie chciał przeszkodzić w ceremonii ślubnej…
- Panikujesz tak jakbyś miała wątpliwości, co do ślubu – była wyraźnie zdziwiona – Sara?! Czy ty coś do niego czujesz?
- CO?! NIE! – powiedziałam bez zastanowienia
- Sara… Chyba jednak tak… - zaśmiała się jakby wiedziała, że to jest na pewno prawda
- Chyba zgłupiałaś! – powiedziałam jednocześnie się śmiejąc – Kocham Łukasza. Pamiętasz? Ma na nazwisko Fabiański, Łukasz Fabiański.
- Chcesz okłamać przyjaciółkę? – spytała
- Nie, ale okłamałabym cię jak bym powiedziała, że go kocham a to nie jest prawdą. – zaśmiałam się
- Dobra, wypieraj się… Ja wiem swoje… - zaśmiała się również
- Boże! Libby! Jaka ty zaborcza czasami jesteś… - powiedziałam kręcąc głową – Tak, serce mi drgnęło, kiedy go zobaczyłam po 2 latach, ale po tym pocałunku jestem pewna, że go nie kocham.
- Dobra, jak uważasz – nie dawała za wygraną – Sara, jest jeszcze jedna taka sprawa?
- No słucham, ale pewnie mnie ona dobije… - zaśmiałam się
- Musisz mu powiedzieć prawdę – powiedziała
- Prawdę o czym? – Libby skinęła głową – O nie!!! Po moim trupie się dowie! – chwilę później – Co was naszło na mówienie prawdy, co?! Czyżbyście wszyscy zapomnieli, że zawarliśmy pakt milczenia?! – byłam zdenerwowana
- Nie, ja tylko uważam, że Cesc zasługuje by się dowiedzieć…

[…]

Około godziny 16.00 Sara zmyła się do domu, a kilkanaście minut później u progu drzwi mojego domu zawitał Theo, z którym byłam umówiona na spotkanie. Jacka nie było w domu, bo pojechał ze Szczęsnym, Gibbsem i Ramseyem na pole golfowe. Nie wiem, jakim cudem udało się Wojtkowi namówić Jacka na wyjście, ale dla mnie to pasowało, bo musiałam pogadać z Theo sam na sam.

- Więc co to za ważna sprawa, że odciągasz mnie od spotkania z kumplami na polu golfowym – powiedział Theo
- Chciałam pogadać z tobą o Sarze. – westchnęłam – Jesteśmy jej najlepszymi przyjaciółmi i musimy coś zrobić…
- Ale zrobić co? – spytał zdziwiony
- No musimy przemówić jej jakoś do rozsądku, by powiedziała Fabregasowi prawdę…
- Libby, nie możemy się w to wtrącać. Sara ma swój własny rozum i sama powinna wiedzieć, co powinna a co nie…
- Wiem o tym… - westchnęłam - Sama nie chcę się w to mieszać, ale jak widzę, jak ona cierpi i jak on cierpi, to naprawdę nie mogę tego wytrzymać… - powiedziałam prawie ze łzami w oczach
- Libby, ale powiedz, co my tak naprawdę możemy, co? – spytał – Dopóki Sara nie będzie tego chciała, my nic nie możemy.
- Ale Cesc ma prawo wiedzieć, że ma córeczkę…. – westchnęłam
- Całkowicie się z tobą zgadzam. Więc co chcesz zrobić? – spytał
- Może pomożemy mu deczko w odkryciu prawdy co?
- Jak chcesz to zrobić?
- Poprosiłam Pique o pomoc – uśmiechnęłam się do Theo – Już on nawróci Fabregasa na dobry tok myślenia – zaśmiałam się
- Co zrobiłaś? – spytał jakby z oskarżeniem w głosie
- Nic takiego, po prostu zadzwoniłam do niego i szepnęłam mu kilka wskazówek… - ponowie się zaśmiałam

[…]

Wróciłam do domu od Libby totalnie zmęczona jakbym harowała cały dzień w kamieniołomach, a tak przecież nie było. Siedziałyśmy sobie i popijałyśmy kawkę. Więc czym tu być zmęczonym to ja nie wiem… Usiadłam obok Łukasza i oparłam głowę o jego ramię.

- Jak Lena? – spytałam i ziewnęłam
- Dobrze, śpi teraz… - pocałował mnie w głowę i przytulił
- To dobrze mamy trochę spokoju – ponownie ziewnęłam
- A ty co taka śpiąca? – spytał zdziwiony
- A nie wiem, jakoś mnie przymuliło. Mam nadzieję, że Lena da nam dziś pospać…
- Może połóż się już. Ja się w razie czego zajmę Leną jak się obudzi… - powiedział i pogładził mnie po ramieniu ręką
- Nie, nie chcę mi się aż tak spać. Zresztą jutro masz trening z Arsenalem przed tą trasą…
- No to co? – spytał – Ty jesteś mamą na cały etat ja chcę też być tatą na cały etat – uśmiechnął się do mnie
- Jesteś nim. Jesteś nim od tej pory, od której się zgodziłeś na bycie ojcem tej małej kruszynki, ale nie mogę cię przemęczać. W końcu masz ciężką pracę…
- No już nie przesadzaj… Czasami z Wojtkiem pogram w piłko nogę, ale to nie jest żaden ciężki wyczyn – zaśmiał się
- Jaki ty skromny jesteś misiu – zaśmiałam się i dałam mu całuska w koniuszek nosa
- Wiem… - zaśmiał się – Jak tam przygotowania do ślubu?
- Wszystko prawie zapięte na ostatni guzik, a czemu się pytasz?
- A tak jakoś… - westchnął ciężko
- Łukasz? Co się dzieje? – podniosłam się i spytałam zaniepokojona
- Dalej jesteś zdecydowana wyjść za mnie? – spytała, a na jego twarzy rysował się ból i zwątpienie
- Tak – odpowiedziałam bez wahania – Jestem zdecydowana jak nigdy – pocałowałam go namiętnie w usta
____________
Ogłoszenia Parafialne:

No więc moi drodzy przedstawiam, wydaje mi się się, że dość krótki rozdział 4. Wyszedł mi taki bo w sumie nie miałam co w nim pisać, ponieważ kolejny będzie pisany z innej perspektywy. W końcu akcja zacznie się rozwijać tak na dobre. Rozdział napisałam w 3h więc nie oczekujcie, że będzie jakiś zajebiaszczy, bo pisałam go kiedy byłam w dołku, ale mam nadzieję, że choć trochę będziecie zadowoleni. 

Kolejny rozdział szczerze mówiąc to nie wiem kiedy się pojawi....

To by było na tyle. Dziękuję za uwagę i do napisania.

xoxo N.