Barcelona…
Od czasu wczorajszego wieczora i tej sytuacji z Sarą nie
mogłem pozbierać myśli. Ciągle myślałem o tym pocałunku, i jak Sara zareagowała
na niego. Byłem pewien, że mnie nie kocha, że nic do mnie nie czuje. Nie
potrzebnie pojechałem do Londynu. Nie potrzebnie rozdrapywałem stare rany.
Teraz boli jeszcze bardziej. Wróciłem do Barcelony zrezygnowany, zrezygnowany tym,
że już jej nie spotkam, nie dotknę nie uścisnę. Dokładnie to samo działo się ze
mną 2 lata wcześniej. Bezradny, zraniony, zrozpaczony…
Wróciłem do domu i usiadłem w fotelu. Włączyłem telewizor w
nadziei na to, że może jakiś program rozrywkowy odciągnie moje myśli od
wczorajszego popołudnia. Niestety nie udało mu się to. Moją głowę ciągle
zaprzątały te same myśli
Pod wieczór wpadł do mnie Pique z wizytą.
- I jak, nadrobiłeś stare znajomości? – spytał mój przyjaciel
- Można tak powiedzieć…. – upiłem łyk piwa – Ale…
- Co ale? – spytał Pique upijając łyk piwa – Było aż tak
źle?
- Było tragicznie… - westchnąłem i złapałem się za głowę –
Obawiam się jestem skończonym kretynem…
- Tak, to prawda. Jesteś - zaśmiała się - Co się stało? – spytał
- Spotkałem się z nią… -uśmiechnąłem się na myśl o Sarze –
Spotkałem Sarę…
- To chyba dobrze – powiedział ucieszony – W końcu może
przestaniesz o niej nawijać – zaśmiał się
- No nie wiem czy dobrze… Chyba zrujnowałem resztki naszej
przyjaźni… - ponownie
- Przestań! Przecież nie mogło być tak źle… Chyba nie zrobiłeś
czegoś głupiego, co? – spojrzał na mnie oskarżycielsko – Prawda?
- Yyy… - nie wiedziałem co powiedzieć
- Błagam cie Cesc! Co zrobiłeś?! – podniósł ton głosu
- Pocałowałem ją… - wyszeptałem
- Co zrobiłeś? – spytała
- No pocałowałem Sarę - powiedziałem już trochę głośniej
- Ty to czasami debil jesteś! – skarcił mnie – Masz racje,
że zaprzepaściłeś wszystko…
- Dzięki Pique! Ty to umiesz pocieszyć człowieka… -
spuściłem głowę w dół
- Nie łam się, będzie dobrze. – klepnął mnie po plecach –
Dlaczego w ogóle ją pocałowałeś? Chyba nie chciałeś rozwalić jej związku z
Fabiańskim, co?
- Nie, nie chciałem. Po prostu zrobiło się nastrojowo i
‘bam’ pocałowałem ją… Tak samo jakoś wyszło…
- Samo wyszło? Jakoś ci nie wierzę… - uśmiechnął się
podejrzliwe
- Przestań! Nie jestem taki! – spojrzałem wymownie na
przyjaciela – Sara jest z Łukaszem i mają razem dziecko. Nie chcę rozwalić ich
związku, tym bardziej nie chcę pozbawić Lenę ojca.
- Więc spotkałeś Lenę? – spytał zdziwiony
- Tak i muszę powiedzieć, że to śliczna dziewczyna. –
uśmiechnął się – Tylko szkoda, że jest nie podobna do ojca, ale za to do matki
jest strasznie nie podobna.
- A może Łukasz nie jest jej ojcem, co? – zaczął się nad tym
zastanawiać
- Co sugerujesz? – spytałem zaciekawiony
- No bo skoro mówisz, że nie jest podobna do ojca a każde
dziecko trochę jest, to może Łukasz nie jest jej biologicznym ojcem…. – podrapał się za
podbródek
- Sugerujesz, że Sara mnie okłamała? – byłem trochę
zdezorientowany
- Brawo Sherlocku! – zaczął bić mi brawo – Ty! A może to ty
jesteś ojcem… - powiedział z entuzjazmem śmiejąc się
- Geri… - zacząłem się zastanawiać
- Przecież tylko żartowałem… - jego mina wydawała się jakby
nie żartował – Sara na pewno by ci o tym powiedziała…
- Nie jestem o tym przekonany…
Pique posiedział u mnie jeszcze kilka minut i musiał wracać
do domu. To co mi powiedział bardzo mocno mnie poruszyło. Zacząłem się nad tym
zastanawiać. Nagle mnie olśniło! Lena ma 1 rok i 3 miesiące, do tego dodać 9
miesięcy i wychodzą 2 lata. BOŻE! Jak ja mogłem być tak głupi! Chwyciłem za
telefon i wykręciłem numer Sary. Nie odebrała. Nie odebrała również kolejnych
10 telefonów. W końcu zadzwoniłem do Łukasza, który odebrał za pierwszym razem.
- Cześć, mógłbym rozmawiać z Sarą? – spytałem od razu by nie
przeciągać
- Hej. Nie wiem czy Sara chcę z tobą rozmawiać –
odpowiedział spokojnie
- Ale to ważne. Proszę daj jej telefon… - powiedziałem wręcz
błagalnie
- Cesc, skoro Sara nie odebrała telefonu to znaczy, że nie
chcę z tobą rozmawiać…
- To naprawdę jest ważne. Daj jej słuchawkę… - podniosłem
nieco głos
- Ok, ale pewnie i tak nie zechcę z tobą rozmawiać –
powiedziała i podał Sarze słuchawkę
- Czego chcesz Cesc? – spytała oschle, kiedy przejęła
słuchawkę
- Sara, powiedz mi prawdę…. – zacząłem
- Cesc, skoro nie odebrałam od ciebie telefonu to znaczy, że
nie chcę z tobą gadać. Czy to tak trudno zrozumieć?
- Ale muszę wiedzieć jedno, bardzo mi na tym zależy… -
ponownie zacząłem
- No dobra, słucham cie… - westchnęła ciężko
- Czy Lena to moja córka? – spytałam bez ogródek
- Co?! – jej ton głosu wyraźnie się zmienił – Kto ci takich
głupot nagadał?! – zaczęła się śmiać
- Pique zaczął sugerować…
- Jak będziesz słuchać Pique to źle na tym wyjdziesz… -
powiedziała dalej się śmiejąc
- Ale Lena nie jest podobna do Łukasza a powinna być…
- Przestań! Dziecko nie zawsze musisz być podobne do ojca –
ponownie się zaśmiała – Proszę Cesc... Przestań sobie wmawiać rzeczy, które nie
są prawdą. I błagam cię… Daj mi święty spokój! – rozłączyła się
Rozłączyła się! Tak po prostu się rozłączyła. Ta kobieta
mnie kiedyś wykończy. Słowo daje, ona mnie kiedyś wykończy. Jednak to, co
powiedziała mi Sara dalej nie dawało mi spokoju. Musiałem się dowiedzieć
prawdy. Jeśli się tego nie dowiem, to nigdy mnie da mi to spokoju. Jeśli
zajdzie taka potrzeba to nawet zażądam testów DNA od Sary. Pojechałem do Pique.
Musiałam mu powiedzieć, że wracam do Londynu, by dowiedzieć się całej prawdy.
- Ger, jadę do Londynu… - wparowałem do jego mieszkania
- Po co? – powiedział zdziwiony
- Muszę się dowiedzieć prawdy. Nie mogę tego tak zostawić.
Sara ciągle mnie zbywa a ja jej nie wierzę. – powiedziałem jednym tchem
- Yyy – nie wiedział, co powiedzieć – Wiesz… Jeśli Sara…
- Ger? Czy ty coś wiesz i o czymś mi nie mówisz? – spojrzałem
groźnie na przyjaciela
- Wiesz co? Ja się w to nie wtrącam to wasze sprawy… - powiedział,
po czym narzucił na siebie kurtkę
- A ty gdzie? – spytałem
- Jadę z tobą… - uśmiechnął się – Przebrniemy przez to
razem…
- Zachowujesz się jak moja dziewczyna – skrzywiłem się
- Oh zamknij się kretynie! – krzyknął Pique i zaśmiał się
Razem z Gerim pojechaliśmy na lotnisko. Udało nam się
załapać na lot do Londynu i nie musieliśmy czekać długo. W czasie oczekiwania
na lot udało mi się jeszcze zadzwonić do Libby.
- Cześć Libby… - powiedziałem
- No Hej… Co tam? Już się za mną stęskniłeś, że do mnie
dzwonisz? – spytała śmiejąc się
- A wiesz, że tak – również się zaśmiałem
- No dobra, więc o co chodzi? – spytała już poważnie
- Spotkamy się? – spytałem
- Bardzo śmieszne. Przecież jesteś w Barcelonie, więc niby
jak?
- Za chwilę mam lot do Londynu. Spotkamy się? – ponowiłem
pytanie
- Jasne. A coś się stało? – spytała wyraźnie zdziwiona
- Tak, musimy poważnie porozmawiać, bo wiem, że tylko ty
teraz możesz mi pomóc…
- Oho, brzmi poważnie. 18.00 u mnie w mieszkaniu, pasuje ci?
– spytała
- Będę. – uśmiechnąłem się – Nie przeszkadza ci to, że
przyjadę z Pique?
- Nie no coś ty. Zawsze ten wariat jest mile widziany w moim
domu. – zaśmiała się – Do zobaczenia o 18.00 – powiedziała i rozłączyła się
Londyn…
Boże! Znów ktoś do mnie dzwoni, czy oni dadzą mi w końcu
spokój. Spojrzałam na telefon i odetchnęłam z ulgą.
- Kto drzwi? – spytał Łukasz, który głaskał mnie delikatnie
po ramieniu
- Theo… - byłam lekko zdziwiona – Ciekawe co chce?
- Odbierz to się dowiesz – uśmiechnął się i dał mi całusa w
głowę
- No co tam dusza potrzebuje? – spytałam, kiedy odebrałam
- Dusza potrzebuje spotkania – zaśmiał się Theo
- Spotkania? – spytałam zdziwiona – Po co?
- A ja i Libby mamy do ciebie bardzo ważną sprawę…
- Koniecznie dziś? – spytałam – Nie najlepiej się czuję… -
nabrałam do płuc powietrza
- A co się dzieję? – spytała lekko zmartwiony
- Źle się czuję i głowa mnie boli – powiedziałam
- To jak przyjedziesz, do Libby? – spytał jakby nigdy nic
- Boże Theo! Ty to jesteś… - westchnęłam
- Wiem – zaśmiała się – Więc jak?
- Dobra. Niech cie będzie. Jak się ogarnę to będę –
westchnęłam ponownie i rozłączyłam się
- I co tam chciał nasz „speed demom”? – spytał Łukasz
- A nic. On i Libby chcą się ze mną spotkać. Pewnie chcą
mnie podręczyć… - westchnęłam
- Dasz radę jechać? – spytał troskliwie – Przecież czujesz
się nie najlepiej…
- Tak. Jakoś dam radę… - uśmiechnęłam się
- Może ci zawieźć, co? – spytał i dotknął dłoń mojego czoła
– Sara masz gorączkę nie powinnaś jechać.
- Etam… Już czuję się lepiej… - uśmiechnęłam się i dałam
Łukaszowi całusa w policzek
- Na pewno? – spytał troskliwie – Jak chcesz to cie zawiozę…
- Nie odpuścisz prawda? – spytałam patrząc się ukochanemu w
oczy
- Nie… - powiedział
- Dobra… - powiedziałam wstając i lekko zachwiałam się
- Widzisz! I ty chciałaś prowadzić… - pokręcił głową – Jutro
pojedziemy do lekarza.
- Łukasz… To pewnie zwykłe przeziębienie i rozkłada mnie
już. Nie pojedziemy do lekarza…- powiedziałam groźnie
- Sara, ty mnie lepiej nie denerwuj! – teraz to on
powiedział groźnie
- No dobra, już dobra… Jak sobie życzysz… - pocałowałam go i
poszłam zobaczyć czy Lena śpi
- I co? – spytał Łukasz
- Śpi, możemy jechać. Tylko jak będziesz wracać, to jedź
prosto do domu. Wiesz, że nie chcę…
- Tak wiem, skarbie…. – nie martw się
Łukasz uśmiechnął się do mnie i wyszliśmy z mieszkania. Do
domu Libby nie było aż tak daleko i mogłam się przejść, ale jak Łukasz się
uprze to nie ma zmiłuj. Po kilku
minutach dojechaliśmy na miejsce. Dałam całusa Łukaszowi i wysiadałam. Ciekawi mnie,
o czym Libby i Theo chcą ze mną rozmawiać, ale jak znam życie, to pewnie chcą
mnie podręczyć.
- Więc co tam chcecie? – spytałam – Ale jeśli chcecie gadać
o Cześku to zapomnijcie, bo ja nie mam zamiaru o nim gadać… - zachwiało mną i
usiadłam na kanapie
- Sara, co ci? – spytała zatroskana Libby
- Mówiłam Theo, że nie najlepiej się czuję, ale nalegał i mam
nadzieję, że to, o czym chcecie ze mną gadać jest warte tego, że przyjechałam…
- Zrobię ci herbatę… - powiedziała Libby i udała się do
kuchni
- Theo? Oświecisz mnie?
- powiedziałam
- Ja i Libby jesteśmy zdania, że Cesc ma prawo wiedzieć, że
jest ojcem Leny. I nie obchodzi nas to, co sobie teraz myślisz.
- Theo ma racje… - do pokoju ponownie weszła Libby
- Oho! Dwóch na jednego… Chyba nie przeżyje tego starcia… -
zaśmiałam się
- Sara to nie jest śmieszne… - powiedział Theo
- Wiem, że to nie jest śmieszne. I po raz kolejny powiem
wam, że Cesc nie dowie się, że Lena to jego córka. Nie zasługuje na to by się
dowiedzieć.
- Dlaczego nie zasługuje, co? – spytał wkurzony Theo – To
jej ojciec. Lena robi się coraz bardziej podobna do niego. Ma te same oczy, te
same kości policzkowe. Myślisz, że się sam nie domyśli. Pewnie już po tej
wizycie zaczyna się domyślać, bo widział ją.
- Theo, Cesc traktował mnie kiedyś jak panienkę do pchania,
kiedy mu było źle lub kiedy przegraliście jakiś mecz. Traktował mnie jak kogoś
na pocieszenie, nigdy nie wyznając mi swoich uczuć.
- Sama się na to zgadzałaś Sara – powiedział w dalszym ciągu
wkurzony Theo, a Libby spojrzała na zegarek, była już prawie 18.05 – Byłaś w nim taka zakochana i nie
widziałaś tego?
- Co insynuujesz, co? – wkurzyłam się lekko
- Próbuje ci tylko powiedzieć, że to nie fair! Cesc
zasługuje na to by wiedzieć. Możesz się nie zgodzić na to by był z tobą lub coś.
Ale Cesc na pewno chcę wiedzieć, że ma śliczną córeczkę! – powiedział już
spokojnie
- I co mam mu teraz powiedzieć, co? – wybuchłam – Co mam mu
powiedzieć po 2 latach? – spytałam a oni milczeli – Cześć Cesc! Lena to twoja
córka. Nie powiedziałam Ci o tym bo…
- Słucham?! – jak z pod ziemi wyrósł Cesc Fabregas – Jednak
to prawda?! – spytał zszokowany i smutny – Lena to moja córka?!
- Cesc… - podeszłam do niego – To nie jest tak jak myślisz…
____________
Ogłoszenia Parafialne:
Dziękuję za komcie pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę wiele
to dla mnie znaczy.
Jak wiecie a może i nie wiecie, za 2 miesiące mam obronę, a praca
licencjacka jeszcze w rozsypce, więc nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział.
Ale może tak jak LBS, za 2-3 tygodnie.
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. No i przepraszam,
że taki krótki. Ale to był taki wstępniak do tego ci się będzie później działo.
Pozdrawiam N.